kawałki nieheblowane
KAWAŁEK NIEBA / PIECE OF SKY
kawałek nieba
szary jak cholewa
suchy ciepły koc
stół wina i chleba
z ziemniakami żur
kawałek ziemi
zielony jak łąka
nad nią pszczeli rój
gdzie codzienna orka
życiodajny gnój
kawałek stołu
ozdoba pokoju
dębowy płaski świat
zasiada pospołu
gość, sąsiad i brat
kawałek drzewa
od ziemi do nieba
jak człowieczy los
owocem rośnie,
hardzieje, dojrzewa
po siekiery cios
kawałek nieba
szary jak cholewa
suchy ciepły koc
stół wina i chleba
z ziemniakami żur
kawałek ziemi
zielony jak łąka
nad nią pszczeli rój
gdzie codzienna orka
życiodajny gnój
kawałek stołu
ozdoba pokoju
dębowy płaski świat
zasiada pospołu
gość, sąsiad i brat
kawałek drzewa
od ziemi do nieba
jak człowieczy los
owocem rośnie,
hardzieje, dojrzewa
po siekiery cios
rzeka / river
uderzył piorun, otworzył ziemię
z otwartej rany woda wypływa
wściekła i głośna, spieniona grzywa
podrywa głazy, drzewa wyrywa
jednemu życie, innemu gnicie
schodzi w dolinę, wstęgą się wije
przecina pola jej zimna wola
podmywa domy, pola zalewa
jednemu życie, innemu gnicie
wartko w wyżynie, cicho w dolinie
tak rzeka płynie, nigdy nie zginie
uderzył piorun, otworzył ziemię
z otwartej rany woda wypływa
wściekła i głośna, spieniona grzywa
podrywa głazy, drzewa wyrywa
jednemu życie, innemu gnicie
schodzi w dolinę, wstęgą się wije
przecina pola jej zimna wola
podmywa domy, pola zalewa
jednemu życie, innemu gnicie
wartko w wyżynie, cicho w dolinie
tak rzeka płynie, nigdy nie zginie
ŚNIADANIE NA TRAWIE / BREAKFAST ON THE GRASS
mój przyjacielu, spocznij na dywanie
natura nam hojnie nakryła posłanie
w bukłaku woda i bochenek chleba
siedzimy razem, więcej nic nie trzeba
mój przyjacielu, dzięki za spotkanie
dobiega końca na trawie śniadanie
zaraz pójdziemy każdy własną drogą
góra się z góra schodzi, a ludzie nie mogą
nie wróci do dzbanka rozlane mleko
w jedna tylko stronę płynąć może rzeka
a wiec mi żegnaj człowieku poczciwy
kto siebie nie kocha ten jest nieszczęśliwy
kto kochać nie umie ten jest nieszczęśliwy
JADĄ TABOREM CYGANY / HERE COME THE GYPSIES
jadą taborem, idą taborem Cygany
w wozach trzymają pierzyny
wieczorem obóz, pod lasem obóz rozkładają
Prócz swoich pieśni nic nie mają
Prócz swoich pieśni nic nie mają
gitary dźwiękwypełnia czas
płynie ze śpiewem w ciemny las
i każda gwiazda jest tak bliska
jak iskra boża, żar z ogniska
nad ranem dym jeszcze się tli
w pierzynach ródcygański śpi
w pierzynach ródcygański śpi
głód się zakrada, chłód się zakrada do namiotu
czas ruszać w drogę, nieznaną drogę bez powrotu
ujdą z taborem, pójdą z taborem Cygany
jak dym z ogniska, jak dym z ogniska rozwiany
tylko ta pieśń, wędrowna pieśń pozostaniei
i wiatr i nasze śpiewanie
CIEBIE WOŁAM / I CALL FOR YOU
w sieci dróg
w matni snów
w mroku snów
ciebie wołam
w matni snów
w mroku snów
ciebie wołam
w ogniu spraw
w deszczu kłamstw
w burzy skarg
ciebie wołam
w blasku sław
w cieniu prawd
w cieniu prawd
w świetle dnia
ciebie wołam
JESIENNA OPOWIEŚĆ / AUTUMN STORY
kochałem cię wczoraj
na wieczność
na serio
na pewno
na wino czerwone
do bramy
wieczorem
szłaś ze mną
przed deszczem i chłodem
zawodem
ukryłem
się w tobie
wymarłą ulicą
płynęła
jesienna opowieść
i księżyc surowy
odkrywał
rozświetlał
twe piękno
w szarości poranka
twe oczy
i róże
już więdną
kochałem cię wczoraj
na wieczność
na serio
na pewno
na wino czerwone
do bramy
wieczorem
szłaś ze mną
przed deszczem i chłodem
zawodem
ukryłem
się w tobie
wymarłą ulicą
płynęła
jesienna opowieść
i księżyc surowy
odkrywał
rozświetlał
twe piękno
w szarości poranka
twe oczy
i róże
już więdną
NA KLEPARZU / ON THE STREET
stolico bezdomnych, królewski Krakowie
gdyby nie koledzy, szczezłbym w Grębałowie
teraz stoję na Kleparzu, dajcie mi jakąś robotę
bo zdychać nie będę jak kundel pod płotem
tutaj nawet tramwaj staje na zakręcie
zanim wjedzie w pętlę przy miejskim areszcie
na przystanku Monte mury odrapane
na przystanku Monte mury odrapane
za drutem kolczastym dusze podejrzane
a ja stoję na Kleparzu, dajcie mi jakąś robotę
a ja stoję na Kleparzu, dajcie mi jakąś robotę
co zarobię to przepiję, nie myślę co będzie potem
a na Towarowym koczują panowie
roztworem siarkowym reperują zdrowie
na ławkach dworcowych śnią nocne koszmary
że pozamykali w mieście wszystkie mleczne bary
a ja stoję na Kleparzu, dajcie mi jakąś robotę
co zarobię to przepiję, nie myślę co będzie potem
jedzie szybki tramwaj przez Długą ulicę
dokąd tor prowadzi? W pętlę w szubienicę
ale ja nie zginę choć daleko do dnia
kiedyś znów wypłynę jak dobiję do dna
teraz stoję na Kleparzu czekam na jakąś robotę
teraz stoję na Kleparzu czekam na jakąś robotę
jak dobiję do dna, pomyślę co będzie potem
CHWILA CISZY / MOMENT OF SILENCE
chwila ciszy, mała iskra
błyska i w ciemności pryska
i dogasa już ognisko
żar z popiołem, i to wszystko
choć bez domu żyć nie mogę
muszę ruszać znowu w drogę
jak krakowska dekadencja
byt dla siebie – egzystencja
życia projekt, nić pajęcza
w wielkim lesie bez pojęcia
pośród drzew, co zaraz runą
sennych marzeń złote runo
w wielkim lesie bez pojęcia
pośród drzew, co zaraz runą
sennych marzeń złote runo
idę dalej, chociaż trwoga
daremnie nie wzywam Boga
spacerowicz, mały książę
kilka cudów ujrzeć zdążę
daremnie nie wzywam Boga
spacerowicz, mały książę
kilka cudów ujrzeć zdążę
a największy kiedy wrócę
kiedy ciężki plecak zrzucę
zdejmę buty zakurzone
stopy zwolnię poranione
kiedy ciężki plecak zrzucę
zdejmę buty zakurzone
stopy zwolnię poranione
gdy przemierzę wreszcie drogę
bez początku i bez końca
wrócę od swojego wschodu
do zachodzącego słońca
Hebanowski
(1-8) teksty, głos, muzyka, gitara
Krystian "Abu Kadar" Pisowicz
(1) darbuka
Jarosław "Owsikowski" Michalski
(2,6,8) klawisze
Max Szelęgiewicz
(1-8) realizacja dźwięku
Anna Zabdyrska
projekt graficzny
© 2016 Hebanowski All rights reserved.